sobota, 27 lipca 2013

2. Nie ujawnij się.

,,Tak nad brzegiem przepaści ostatni wysiłek częstokroć o ocaleniu stanowi.''
- Henryk Sienkiewicz „Potop"





Prze kolejny tydzień, Dante omijał Juliet z niewiadomych powodów. Jul nudziła się jak nigdy. Zabronione zostało wychodzenie przez nią z domu, bali się że pozabija ludzi. Po co ma zabijać ludzi skoro ma pełno woreczków z krwią w lodówce. Ona nie chciała zabijać, to było nie dla niej. Zabić niewinnego człowieka? Obiecała, że tego nie zrobi.
Przez cały tydzień słuchała opowieści Oscara pod tytułem: Będziesz pić świeżą krew. Opowiadał, że jest słodka i sycąca. Potrafi uzależnić młodego wampira, tak że będzie zabijał wszystko gdzie będzie płynęła krew. Wystawiała też swoje wampirze zdolności na próbę: wzrok, słuch, węch, siłę, szybkość. Każda z tych czynności została ulepszona, a ona miała jakąś rozrywkę.
Piątego dnia odseparowania od świata dostała telefon od ojca, który był wkurzony, jak i troskliwy. Wyobrażała sobie co musiał przeżyć przez te dni, pewnie myślał, że została zabita. Nie chciała, aby musiał to przeżyć, ale nie mogła także kontaktować się z ikim.
- Tato... Ja wyjechałam do przyjaciół, żeby odpocząć...- nie lubiła go oszukiwać, wszyscy inni byli jej obojętni tylko nie on.
Wypuścił głośno pietrze.
- Córeczko, mogłaś zadzwonić. Dobrze, że nic ci się nie stało.- w jego głosie dało się usłyszeć wyraźną ulgę.
- Tak... My... My wyłączyliśmy telefony.
Chociaż nie czuła się z tym dobrze musiała mu powiedzieć kłamstwo. No bo raczej nie powie mu coś w stylu : " Tato, ja zostałam nieumarłą, będę żyła wiecznie. A i wiesz, że żywię się krwią? Jest naprawdę dobra, powinieneś podawać ją w swoich restauracjach.
Usiadła na kanapie, próbując uciec od wścibskiego, ale i zabawnego Nicka, który wypominał jej że nie może pić alkoholu przez reztę swojego życia, wiecznego życia. Nie wiedziała jak Ana może z nim wytrzymać, dosłownie buzia mu się nie zamykała. Juliet przerażała myśl ile chłopak wypowiada słów na sekundę, a co dopiero na minutę. Potrafił mówić o wszystkim i jednocześnie o niczym. Zawsze znajdował dobrą stronę w każdej sytuacji, w przeciwieństwie do Oscara, który zawsze wszystko musiał przemyśleć. Każdy plus i minus sytuacji musiał zostać przemyślany, aby podjął decyzję. Ana znowu była podobna do Nicka w wyglądzie i zachowaniu. Była szalona i pochopnie podejmowała decyzję o wszystkim. No, ale trzeba było jej przyznać, że była piękna.
- Aniołku, czy ty przede mną uciekasz- zapytał Nick siadając obok mnie.
- Tak.
- Nie rań moich uczuć- na jego twarzy dało się zobaczyć udawany ból.
- Wybacz...- powiedziała cicho z uśmiechem.
Przytulił ją śmiejąc się.
- Byłaś już na polowaniu?
Pokręciła głową, nie wiedziała, że w ogóle miała iść na polowanie. Dante przez cały tydzień ją unikał, a z tego co usłyszała to on powinien ją uczyć. Ana przy wypadku była tak spanikowana, że nie wiedziała co zrobić, a Dante postanowił zachować zimną krew i przemienić ją w wampira. Wiedział jaka to odpowiedzialność lecz zrobił to, więc teraz miał być jej "niańką". Teraz raczej nie wywiązywał się ze swojej roli.

W oczach Nicka zobaczyła złość. Sekundę później przerzucił ją sobie przez ramie, jak worek ziemniaków. Szedł powoli lecz pewnie w stronę schodów. Szarpała się, lecz on i tak niósł ją, jakby nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.

- Puszczaj- warknęła.

- Za tą piękną twarzyczką anielicy, kryje się diablica.- powiedział wesoły.- gdybyś się nie szarpała bylibyśmy tam już.

- Gdzie?!

- Aniołku, bo będę ci mówił Diabełku.

Westchnęła. Już przez tak krótki czas zdążyła zauważyć, że Nick tylko czeka, aby straciła panowanie nad sobą. Dążył do tego każdego dnia, lecz jeszcze mu się nie udało. Za to Analyssa każdego dnia krzyczała na niego, a potem śmiała się z nim. Widać było, że byli z sobą zżyć.

- Dante! Wchodzę- krzyknął wkurzony Nickolas. Dla Juliet zawsze miły, nie koniecznie dla innych.

- Puścisz mnie? - zapytała z nadzieją w głosie, gdy stał przed drzwiami.

Pisnęła gdy Nick kopnięciem wyrwał drzwi z zawiasów.

- Ty jesteś nienormalny! Serio? Wyważyć drzwi możesz, ale otworzyć jak człowiek to nie!- krzyczała nadal wisząc na jego ramieniu. Naprawdę się przestraszyła, musiała także przyznać, że był naprawdę kapryśny.

- Diabełku, nikt kto pije krew nie jest normalny.

Wzięła głęboki oddech celu uspokojenia się.

- Dante- powiedział groźnie Nick.- Przemieniłeś ją to się nią interesuj! Musisz ją nauczyć polować i jak ma zachowywać się przy ludziach.

- Nie pokazuj kłów- zwrócił się do Julie.- Teraz dajcie mi spokój. Idę do baru.

Nick puścił dziewczynę. Przyjrzała się wystrojowi pokoju, bo akurat ten pokój był dla niej zakazany. Nawet sama bała się o swoje życie dlatego nie wchodziła do jego pokoju. Ściany pomalowane na ciemno czerwony kolor, w centralnej części pokoju stało wielkie łóżko z bogato zdobionymi filarami. Musiała przyznać, że zdobienie filarów było piękne.

Gdy Nick otworzył usta, żeby coś powiedzieć, przerwała mu.

- Spokój chłopcy- stanęła między nimi.

- Dziewczyno, on cię musi uczyć!

- Ale nie chce! Weszłam od tak do waszego życia i zamieszkałam w domu. Dziewie się, że mnie nie wyrzuciliście. Do czego mogę się przydać? Do niczego, całymi dnia tylko siedzę .

Nie czekając na odpowiedź, wyszła kierując się do swojego pokoju. Od czasu zamieszkania w tym domu, cały czas coś jest nie tak. Nie chciała niszczyć ich małej rodziny, a tym bardziej nie chciała mieć takiego życia, jako piękna nieśmiertelna. Niestety takie dostała i nie miała na to wpływu, chociaż miała. Mogła przebić swoje serce drewnianym kołkiem, ale wtedy pokazałaby jakim jest tchórzem. Sama nie miała takiej odwagi, żeby zrobić coś takiego.

Otworzyła drzwi, wszystko w tym pokoju było takie jak pierwszego dnia. Nie zmieniła nic, nie czuła się tu jak w domu. Chciała, ale czuła się jak intruz. Tyle ubrań, tyle kosmetyków i nic nie kupione za jej pieniądze. Nienawidziła użalać się nad sobą.

Do pokoju weszła Ana ubrana w ciemne spodnie, kremową bluzkę i czarne szpilki. Za nią wszedł Dante. Patrzyli się dziwnie na stojącą w środku pokoju Juliet patrzącą na wszystko ze smutkiem i obrzydzeniem. Nie odzywali się do dziewczyny, a ona nie zwracała na nich uwagi. Usiadła na dywanie, zamykając oczy.

Jesteś intruzem, podpowiadał jej wewnętrzny głos.

Dante popatrzył w puste oczy dziewczyny i zaklną pod nosem.

- Ana wyjdź- powiedział twardo.

Ona zawahała się.

Jesteś nikim, znów odezwał się wewnętrzny głos.

- Wyjdź- powtórzył głośniej, a ona posłuchała go.

Usiadł przed dziewczyną, która patrzyła na coś za nim.

- Powinienem nie zostawić cię po przemianie...

- Niby czemu?- zapytała z kpiną w głosie.

- Młody wampir po przemianie przechodzi załamanie. Myśli o samobójstwie chodzą mu po głowie. Musi być przy nim wampir, który go przemienił.

Zaśmiała się, ale nie było słychać w nim wesołości. Co do myśli samobójczych trafił w dziesiątkę.

W jednej chwili po jej policzkach popłynął potok łez. Chciała zapaść się pod ziemię. Pokazała komuś jej słabość. Nigdy tego nie robiła takich rzeczy, ale wszystkie uczucia z całego jej życia, wylewały się od postacią słonej wody. Łez rozpaczy, łez złości, łez tęsknoty. Wszystko było trudne i tak samo bolesne.

Dante podniósł ją i zaniósł do jej wielkiego łóżka szepcząc słowa pocieszenia.

- Ona przeze mnie nie żyje- wyszlochała głośno.- gdybym poszła z nią, ona by żyła i nadal mi pomagała.

Kołysał ją dalej.

- Kochałam ją. Dzieliłam się wszystkim- zaśmiała się smutno.- Wszystko straciłam. Siostrę, matkę, a nawet ojca.

Siedziała tak na jego kolanach pod wpływem impulsu mówiąc mu o wszystkim co przeżyła. O Jennifer, o Devon. Jak chcą ją zniszczyć i wpoić, że nie nadaje się do niczego. Wyznała nawet, że chciała iść na sesję tylko po to, aby pokazać jej, że jest kimś. Opowiedziała o śmierci siostry i o tym jak matka gdy miała depresję przedawkowała narkotyki.

Powoli uspokajała się. Po tym jak powiedziała wszystko co ją gryzie czuła się o wiele lepiej. Dziwiła się co Dante robił w jej pokoju, przecież miał iść do baru.

- Zmieniłem zdanie- odpowiedział na jej nie zadane pytanie.

- Możesz nie czytać mi w myślach?- zapytała patrząc na niego groźnie.- Nawet nie wiesz jakie to denerwujące. Ty wiesz w każdej chwili co myślę. Nie jest to tyle denerwujące co straszne.

- Chyba lepiej, żebym to ja czytał w twoich myślach niż Nick- powiedział z leniwym uśmieszkiem.- I to nie moja wina, okej? Ty krzyczy w moją stronę pytaniami, więc nie czepiaj się teraz.

- Byś się zdziwił- odparła bawiąc się poduszką.

Dante zagwizdał głośno, a dziewczyna zakryła rękami uszy. Było to o wiele za głośno. Czuła nieznośny ból, który nie dawał jej spokoju dłuższą chwile po gwiździe.

- Głośniej- warknęła.

- Trzy, dwa, jeden- pstryknął palcami i w tym momncie do pokoju wpadli dosłownie wszyscy. Juli patrzyła na nich z zaszokowaniem gdy wszyscy w jednym momencie pchali się do drzwi.

Chłopak wygodniej rozłożył się na łóżku podkładając swoje ręce pod głowę, czekając aż wreszcie wejdą.

- Dobry jesteś- mruknęła z uznaniem- Nie możecie po kolei?

- Nie- odpowiedzieli chórem.

Pokręciła głową. Chociaż mieli po minimum pięćset lat, to i tak zachowywali się jak dzieci z przedszkola, które kierują się zasadą: Kto pierwszy ten mistrz, kto ostatni ten zgniłe jajo.

- Dziewczyny przodem- powiedział w końcu Amedeus.

Jeden dobrze wychowany, pomyślała Juliett.

Gdy Ana spokojnie weszła z dumnym uśmiechem na ustach, chłopy znów rzucili się na drzwi. Blondynka rozsiadła się na łóżku.

- Chłopcy- skarciła ich patrząc na swoje włosy.- gęsiego.

Chłopcy pokiwali głową i posłusznie weszli. Pierwszy oczywiście był Nick z małym uśmieszkiem na ustach. Juli uśmiechnęła się szczerze do niego. Musiała przyznać, że to z nim najbardziej się zżyła. Zawsze wesoły i szczery, nigdy nie owijał w bawełnę.

- Już?- upewnił się Dante nadal leżąc z zamkniętymi oczami. Nikt się nie odezwał, więc najprawdopodobniej stwierdził to za potwierdzenie, ponieważ ciągnął dalej.- Idziemy na obiad.

Juli patrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami nie wiedząc o jaki obiad mu chodzi.

- Obiad... W knajpie.

Chyba śnisz, pomyślała.

Otworzył usta, aby coś do niej powiedzieć.

Wyłaź z mojej głowy! krzyknęła w myślach.

- Teraz krzyknęłam - powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach.

Spojrzał na nią tymi szarymi, zimnymi oczami. Powstrzymała zimny dreszcz, aby nie dać mu tej satysfakcji. Nie wiedziała dlaczego tak na nią działał, ale nigdy mu tego nie pokazywała. Twierdziła, że tak jest lepiej.

- Za bardzo bierzesz sobie do serca moje słowa- powiedział Nick.

Kiwnęła głową na znak, że ma rację.

- Nie masz wystawiać jej od razu na tak ciężką próbę.- dodał.

- Ja chodziłem po przemianie na przyjęcia do króla. Żyję?- zapytał retorycznie.- Gdybym pokazał swoje kły, On dałby mi kołek. O ile samby mnie nie zabił.

Juliet zastanawiała się o kim rozmawiali, lecz nie zostało jej dane poznania tajemnicy. Widziała że wszyscy rozmawiając o Nim są podenerwowani. Próbowali pokazywać, że są spokojni, lecz każdy kurczowo zaciskał pięści i szczękę, mięśnie mieli napięte. Doszła do wniosku że jest to ktoś, kto przemienił Dantego. Musiał być kimś naprawdę niebezpiecznym. Była pewna, że ona wcale nie będzie miała lżej od niego.

- On był tyranem- warknęła Ana.- Jest tyranem...

- Ale to ja przygotowuję ją do dalszego życia.- powiedział twardo.

Juliet wzięła głęboki wdech. Pomimo iż nie musiała tego robić tak często jak człowiek, to ją odprężało i dawało poczucie, że jest taka jak kiedyś. Dawało poczucie, że jest człowiekiem.

- Ana, przygotuj ją do wyjścia.- powiedział wychodząc. Za im poszli chłopcy. Juli była pewna, że Nick będzie się o nią kłócił.

Ana poszła do garderoby, aby wybrać coś dla brunetki. Sama miała wątpliwości czy uda jej się przeżyć resztę dnia. Przez cały ten czas nie widziała człowieka, a słyszała od Oscara, że ich serce bije naprawdę głośno. Co jeżeli nie wytrzyma? Co jeżeli ujawni się ludziom? Zapewne Dante przebije ją kołkiem, a ona zamieni się w proch.

- Mam!- wykrzyknęła Anallys.

Wyszła z garderoby niosąc w rękach ubrania. Rozłożyła czarne spodnie, jaeansową koszule i czerwone szpilki. Zestaw był naprawdę ładny, tylko nie szpilki, na których Jul dawno nie chodziła. Nawet nie chodziło o to, po prostu źle się w nich czuła.

- Nie masz płaskich butów?

- Masz długie, szczupłe nogi, zakładaj to wszystko. Bez gadania- dodała szybko.

Jęknęła cicho, lecz posłusznie poszła się przebrać. Ledwo co wyszła z łazienki, a Ana od razu posadziła ją na fotelu koło toaletki.

- Wyglądasz ślicznie. Uczeszemy cię i umalujemy, a będziez wyglądała idealnie. - mówiła jak katarynka kręcąc dziewczynie włosy na lokówkę.- Mężczyźni będą lecieli do ciebie z wywalonymi jęzorami.

Dziewczyna zaśmiała się cicho.

- Lubisz kogoś malować, ubierać, czesać?

- Oczywiście!

Po piętnastu minutach wyglądała jak zupełnie nie ona. Włosy opadały idealnymi lokami na plecy, usta podkreślone czarwoną szminką, rzęsy jeszcze dłuższe niż naturalnie. Dotknęła delikatnie włosów. Były takie ładne, musiała przyznać że z lokami było jej do twarzy.

- Wow- wydukała tylko.

- Poczekaj, lakier.- popryskała jej włosy sporą ilością lakieru, aby mieć pewność, że będą się trzymały. - Załóż okulary.

- Po co?

- Żebym miała pewność, że się nie wydasz.

Pokiwała głową zakładając ciemne okulary i czarną skórzaną kurtkę.

- Wyglądasz ślicznie!- krzyknęła Ana.

Powoli schodziła po schodach. Zaśmiała się w duchu przypominając sobie pierwszy upadek. Tym razem nic takiego się nie zdarzyło chociaż miała na nogach szpilki. Przed drzwiami stali już chłopy gotowi do drogi. Największe wrażnie zrobił na niej Dante ubrany w ciemne spodnie, szary obcisły T-shirt i glany. Wyglądał pięknie, lecz wiedząc, że może czytać w jej głowie zwróciła uwagę, aby się nie przewrócić.

- Okulary przeciwsłoneczne?- zapytał.

- Kacyk- powiedziała dumna z siebie Ana- Ale przyznajcie, że wygląda bajecznie.

Dante nie zwracał na nią uwagi, lecz reszta patrzyła jak w najpiękniejszy obrazek świata.

- Jedziemy?- zapytała w końcu mając dość spojrzeń.

Do jej ulubionej knajpy jechali kilkanaście minut co dowodziło, że nie daleko znajduje się jej mały domek. Knajpa urządzona była prosto lecz bardzo przytulnie. Boksy oddzielone czarnym drewnem, czerwone kanapy w krztałcie podkowy, a na środku czarny stół. Bar z ciemnego drewna, czerwone, wysokie krzesła barowe. To właśnie tu Juliet myślała, a może raczej miała nadzieję, że będzie pracować.

W barze było bardzo mało osób, lecz dziewczyna słyszała równomierne bicie serc i szum płynącej krwi w tentnicach. Poczuła mrowienie dziąseł, wzrok jeszcze bardziej się wyostrzył. Była przerażona. Dla uspokojenia zaczęła głęboko oddychać.

Sama jestem taka jak oni, pomyślała aby uwierzyć, moje serce bije. Właśnie przyszłam na wspaniały obiad.

-Boję się- szepnęła Nick'owi na ucho.

- Czemu?- zapytał z uśmiechem jak gdyby nigdy nic. Zachowywał się tak spokojnie.

Uśmiechnęła się lekko,a on pokazał ręką na usta. Momentalnie zacisnęła je w cienką linie. Cieszyła się z okularów.

- Nie denerwuj się- ana ścisnęła mocno jej rękę na dodanie otuchy.

Do ich stolika podeszła szczupła, czerwonowłosa dziewczyna o morskich oczach. Juliett dobrze znała tą kruszynę. Wyglądała na delikatną i spokojną, lecz taka nie była. Nie raz były na imprezie czy ognisku gdzie upijały się lub naćpały ze znajomymi. Juliet wiedząc, że narkotyki mogą zabić to i tak paliła i wciągała raz na kiedyś aby się rozerwać. Mel była jak siostra, zawsze miła, ale potrafiła dać motywację do zrobienia czegoś. Słuchała także mocnej muzyki takiej jak The Pretty Rackless czy Skillet (Czekoo_Ninja xDD ♥)

- Mel- przywitała się. Chciała wstać aby ją przytulić, lecz Dante popatrzył na nią groźnie ledwo zauważalnie kręcąc głową.

- Jul! To ty?- zapytała Melanie- Wyglądasz cudnie, jak nie ty. Czemu tak długo cię nie widziałam?

- Musiałam odpocząć- powiedziała szybko. Może nawet zbyt szybko.

- A to kto?- była to naturalna, wrodzona ciekawość Mel.

- Moi znajomi. - powiedziała z ciepłym uśmiechem zdejmując okulary. Miała nadzieję, że jej oczy miały normalny kolor pomimo tylu bijących serc.- Ana, Nick, Oscar, Amadeus, Dante.- przedstawiła wszystkich po kolei.

- Miło mi- powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach.

Zamówili jedzenie czekając na Mel. Po chwili do nozdrzy Jul dostał się słodko, kwaśny zapach. Krew! Zapach świeżej krwi, innej niż z woreczka. Podoba lecz całkowicie inna, naturalnie ciepła.

- Okulary- powiedział Nick.

Wypełniła przerażona jego polecenie.

- Chodź- Ana złapała ją za rękę chcąc wyprowadzić z budynku.

Gdy Juliett wstała zapach nasilił się, a ona chciała skosztować słodkiej krwi. Ana siłą wyciągnęła ją z pomieszczenia. Wzięła głeboki wdech chcąc zapomnieć o słodkim zapachu.

środa, 8 maja 2013

1. Nieszczęśliwy wypadek

„Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate  Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie "  - Dante, Boska Komedia I 3, 9

 Opadła na kanapę. Zamknęła oczy chcąc uspokoić rozszalałe serce. W brzuchu latał miliony rozszalałych motyli co wcale nie pomagało w pozbycia się uczucia niepokoju. Uczucie niepokoju sprawiało czekanie na brzęk telefonu. Ostatni raz czuła tak niepokój w dzień gdy Rosallie szła na imprezę, a ona nie chciała. Gdyby wiedziała co ma się zdarzyć, poszłaby z nią.
- Uważaj na siebie- powiedziała Juliette wypijając już ostatni kieliszek wódki i podnosząc się z kanapy.
  - Na pewno nie chcesz iść ze mną?- zapytała jej siostra.
Juliet popatrzyła głęboko w czekoladowe oczy swojej siostry.;Pomimo iż miały już szesnaście lat, nadal wyglądały identycznie. Wielkie kasztanowe oczy, śniada cera, długie brązowe włosy. Kiedyś Rosallie chciała ściąć swoje włosy, lecz nie zrobiła tego z kilku powodów. Pierwszym było to, że wyglądały identycznie, a dzięki temu podawały się za siebie nawzajem. Jedynym znakiem rozpoznawczym było znamię Juliet na lewym udzie.
  - Nie, nie chcę.- powiedziała Juliette pokazując swoje białe, proste zęby.Czuła
 uczucie niepokoju, lecz nie wiedziała, że spowodowane jest to tym że to miał być ich ostatnia rozmowa.
  Wspomnienia przerwał długo wyczekiwany brzęk telefonu. Zanim wzięła go do ręki, sprawdziła godzinę. Była dwudziesta trzecia, godzina do jej dwudziestych pierwszych urodzin. Jeszcze godzina a stanie się pełnoletnia.  Spojrzała na wyświetlacz upewniając się kto dzwoni. Nie pomyliła się. Była to jej okropna macocha. Juliet rozumiała, że ojciec musiał czuć się okropnie po stracie żony i jednej z córek, ale żeby poślubić akurat ją? Macocha traktowała dziewczynę jak zwykłą dziwkę. Przy każdej rozmowie nazywała jej matkę narkomanką, a siostrę dziwka, choć poślubiła jej ojca dla kasy i seksu. Zrobiła wszystko dla swojej rozpieszczonej córeczki, właśnie w tej sprawie dzwoniła. Tylko w tej sprawie odzywała się do dziewczyny za każdym razem. 
 -Witaj, moja kochana macocho. Jeszcze godzina do moich urodzin, więc raczej nie po to dzwonisz.- spytała miłym głosem.
  - Możesz pomarzyć! Jesteś nikim! Jak mogłaś tak ośmieszyć Devon! Jak możesz zrobić coś takiego?! Jesteś jak twoja siostra, zwykła suka, zasłużyła na swój żywot. Powinno przytrafić ci się to co jej!
  W tym momencie nie wytrzymała. Jak śmie mówić, że jej siostra zasłużyła na śmierć. Nikomu nie powinno mówić się takich rzeczy, a zwłaszcza siostrze bliźniaczce. To był cios poniżej pasa.  Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko kilka razy, aby się uspokoić. Gdy i to nie pomogło postanowiła powiedzieć to co myśli.
  - Jak śmiesz tak mówić! Zdziwisz się, gdy któregoś pięknego dnia nagram naszą rozmowę i tato o wszystkim się dowie. Co do Devon, należało jej się. To twoja córka jest taka strachliwa.
 Gdy Juliet wracała z wieczornego spaceru, jakimś cudem natknęła się na swoją przybraną siostrę. Nie wiedziała czemu była akurat w tym miasteczku, w końcu mieszka kilkanaście kilometrów dalej. Brunetka nie zwróciła na nią zbytniej uwagi i szła dalej. Grupka dzieciaków stała po dwóch stronach ścieżki, a sama Devon stała najbliżej siostry.
  - Patrzcie, to ta dziwaczka o której wam opowiadała- usłyszała Julie.
 Na jej ustach pojawił się mały uśmieszek.  W momencie gdy chciała przejść między grupką nastolatków, farbowana blondi Devon chciała podstawić nogę swojej siostrze. Juliette przeszła tylko obok omijając wystawioną nogę dziewczyny i krzyknęła: Buuu...! Devon przestraszyła się i upadła pupą na mokry śnieg. Cala grupka jej przyjaciół wybuchła śmiechem. Właśnie dlatego kochająca macocha dzwoniła do Juliette.
- A co do prezentu... Nie martw się, ojciec dziś podarował mi dwa nowe auta.- powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach i rozłączyła się nie dając dojść kobiecie do słowa.
  Jej ojciec miał znane na całym świecie restauracje. Miał pieniądze jak i sławę. Przy kamerach i fleszach aparatów macocha była kochającą matką, ale Juliette nawet przy aparatach nie ukrywała swojej wrogości do niej. Może jej prawdziwa matka miała problemy z narkotykami, ale przynajmniej nie chodziło jej o pieniądze. Nie ćpała, potem znów wracała do nałogu, aż gdy jej córki miały piętnaście lat, przedawkowała i zmarła. Córki i ojciec przeżyły to mocno. Dziewczyny zżyły się z sobą, a ojciec przechodził załamane. Potem jednak poznał niby kochającą Jennifer, macochę Juliette.
Dziewczyna wstała z kanapy kierując się w stronę sypialni, nie miała zamiaru siedzieć w domu. Choć tamtego dnia odbyła już swój codzienny spacer, postanowiła, że odbędzie go jeszcze raz. Była to czynność, która stała się jej nawykiem, tak jak codzienne imprezy z Rosallie po śmierci matki.
  - Jak ona śmie?- warczała sama do siebie szukając w małej garderobie ubrań.
Wzięła ciemne jeansy i jaskrawo różowy top. Nie zastanawiając się długo, zasznurowała swoje wysokie glany i zapięła swoją zimową kurtkę. Nie bała się zimna. Zimno mogło jej pomóc.  Zamknęła drzwi do małego, lecz przytulnego domku. Schowała klucze do prawej kieszeni spodni jak miała to w zwyczaju i ruszyła w stronę drogi do innego miasta. Auta jeździły zawsze bardzo szybko, lecz teraz nie bała się z powodu późnej godziny. Zawsze ludzie dziwili się że mając tak bogatego ojca, nie ma wielkiego apartamentu w Seattle. Po co jej pieniądze i do tego jej ojca, gdy ona chce stać się niezależna. Wiedziała, że w przyszłości najprawdopodobniej będzie pracowała w pobliskim barze jako kelnerka, ale ta myśl wcale jej nie przerażała, raczej dodawała otuchy.
  Pomimo mrozu, który szczypał ją w policzki czuła, że spacer zaczyna jej domagać. Płatki śniegu wesoło spadały z nieba, ukazując uśmiech na ustach dziewczyny. Lampy ustawione były w dalekich odstępach od siebie, ale nie bała się. Chodziła tą drogą codziennie i nie słyszała, aby ktoś znikł czy został zabity.
Zobaczyła lampy auta. Stała właśnie pomiędzy lampą, a dużym drzewem. Postanowiła poczekać chwilę, choć auto jechało naprawdę wolno. Po chwili wolała iść dalej, ale nie wiedziała, że to będzie jej wielki błąd. Ruszyła do przodu, a auto było coraz bliżej. Zamknęła oczy przez rażące lampy. Kierowca widząc na drodze dziewczynę spanikował, tym samym wpadając w poślizg. Usłyszała pisk hamulców, po czym została pchnięta na drzewo. Poczuła przeszywający ból brzucha, w jakiś sposób została przyszpilona do drzewa. Otworzyła oczy patrząc w dół, zobaczyła wystający z brzucha ogromny kawał szkła. Z rany wypływała duża ilość krwi, dziewczyna zaczęła robić się senna, ale za nim zamknęła oczy zobaczyła wysoką szczupłą postać wychodzącą z auta. Zamknęła oczy nie mogąc dłużej utrzymać powiek.
- Śpij...- usłyszała uspokajający głos.- To jeszcze nie koniec...
***
Szybko tworzyła oczy podnosząc się do pozycji siedzącej. Włosy lepiły jej się do czoła. Nie minęła sekunda, a jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności w pokoju. Z zaskoczeniem stwierdziła że to nie był jej pokój. Zsunęła się z miękkiego łóżka na drewniane panele. Podniosła męską koszulę, którą miała na sobie aby zobaczyć czy wszystko nie było głupim snem, gdy ona upiła się w barze i poszła do jakiegoś faceta.
 - O cholera...- szepnęła.
Na jej brzuchu była szeroka blizna w miejscy gdzie przeszyło ją szkło.  Jak ktoś mógł ją tak szybko wyleczyć? Może była w śpiączce? Na wszystkie te pytania próbowała znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie, lecz nic nie udało jej się wymyślić.
 Poddała się i przyjrzała się dużemu pokoju. ściany pomalowany na jasno niebieski kolor, obok łóżka ciemny stolik na którym stała kremowa ściana. W nogach łóżka stał ciemny kufer z kolorowym kocem. Na środku czarnych paneli leżał biały puchaty dywan. Po prawej stronie leżała biała piękna toaletka z różnymi kosmetykami, perfumami i biżuterią.
 Przejrzała się w lustrze. Jej brązowe włosy odstawały w różne strony, przyklepała je trochę ręką. Mogła użyć szczotkę z toaletki, ale nie wiedziała czyja jest. Ręką pociągnęła w dół męską białą koszule, która odsłaniała większą część jej ud.  Skierowała się z stronę rozsuwanych jasno brązowych drzwi. Okazało się, że za drzwiami były różne kolorowe topy, rurki i szpilki. Juliette patrzyła na ubrania zaczarowana. Wzięła do ręki jedną z jedwabnych koszul, była w jej rozmiarze. Zastanawiała się w czyim domu się znajduje.
  Wyszła z pokoju. Znajdowała się w szerokim korytarzu w ścianach o kolorze kawy z mlekiem. Naprzeciw niej były drzwi, lecz postanowiła iść za radosnymi głosami. Doszła do wielkich schodów na których leżał szary dywan. Zeszła po nich powoli uważając aby zachowywać się cicho.
  Nie narób hałasu, Jul. Nie narób hałasu, powtarzała w głowie jak mantrę.
 Był to jej
 błąd, pisnęła gdy zachwiała się na krawędzi schodka. Spadała, lecz nie poczuła upadku tylko czyjeś ramiona. Popatrzyła na tajemniczą osobę, którą był wysoki brunet z jaśniejszymi i ciemniejszymi pasemkami. Jego zimne, szare oczy przeszywały ją na wylot. Juliet powstrzymała zimny dreszcz.
 -Powinnaś uważać- powiedział chłodno puszczając ją.- Dobrze że już wstałaś.
Patrzyła na mężczyznę nie odzywając się słowem. Wyglądał jakby miał ją zrzucić ze schodów. Nagle w jej głowie pojawiła się straszna myśl. Co jeżeli on i jego wspólnicy wiedzą kim jest i chcą ją zabić, lub przetrzymywać dla okupu? Zaśmiała się w duchu. Równie dobrze mogą zabić ją teraz, bo macocha zrobi już co jej w mocy, aby nie zapłacić za nią nawet grosza. Woli kupić sobie nowe szpilki prosto z wybiegu, lub kupić córce zdzirowatą kieckę odsłaniającą pół tyłka.  Na ustach bruneta ujrzała wredny uśmiech. Poprawiła koszulę, która niebezpiecznie wysoko uniosła się, gdy spadała.
 - Prowadź- powiedziała cicho, lecz pewnie.
 Uniósł wysoko brwi.
- Do kuchni- dodała gdy patrzył na nią szczerze zaciekawionym wzrokiem.- Jestem naprawdę głodna.
 - No tak, ostatni posiłek- powiedział cicho, lecz usłyszała.
Te słowa zmroziły ją przez chwilę.  Chce mnie zabić, niech to zrobi.  Nie miała zamiaru poddać się szybko. Nie mogła pozwolić, aby Jenifer miała satysfakcję, że stało się z nią to samo co z siostrą. Ruszyła za szarookim idąc powoli, skupiając się na tym aby wyglądała na rozluźnioną.
- O mój Boże, to właśnie ona- powiedziała blondynka wychodząca z kuchni.
Podeszła do Juliette i przytuliła ją mocno.- Ja nie chciałam. Przepraszam...  Na jej twarzy widać było skruchę i żal. Jednego Juli nie mogła zrozumieć, dlaczego ona ją przeprasza. Za to, że mieli ją zabić?
 - Za chwile się dowiesz.- powiedział brunet jakby czytał jej w myśli. - Zresztą po co przeciągać nieuniknione? Nie, nie chcemy cię zabić. My już to zrobiliśmy, no może raczej ona. - wskazał ręką na blondynkę z ciemnymi oczami- Pamiętasz wypadek. Zginęłaś, a ja przemieniłem cię w wampira.
Patrzyła na niego z rozbawieniem powstrzymując się od wybuch śmiechu. Wampiry? Może jeszcze powie jej że istnieją wróżki? Nigdy nie wierzyła w żadne stwory, nawet nie wierzyła w świętego Mikołaja i zawsze kłóciła się o niego z Rosallie.  Nie mogła długo powstrzymywać śmiechu, nie potrafiła. Wydawało jej się to zbyt zabawne. Śmiech uwiązł jej w gardle gdy zobaczyła się jego rozmazującą sylwetkę. Sekundę później poczuła jego zimny oddech na karku, odwróciła się szybko, ale go już tam nie było.
 - Tutaj- usłyszała cichy syk.
Odwróciła się, tym razem wolniej. Mrugnęła kilka razy, aby upewnić się, że dobrze widzi. Szare oczy świeciły na srebrno, a długie, ostre kły raniły dolną wargę. Złapał ją mocno, a gdy próbowała się wyrwać miażdżył jej raniona. W drugiej ręce trzymał woreczek z krwią, podniósł go do ust otwierając. Patrzyła nie niego z przerażeniem, ale on wlał jej od ust krew. Chciała wypluć, lecz ona zaspokajała jej głód. Piła łapczywie w czasie gdy on powoli niósł ją w stronę stołka. Usiadł kładąc ją sobie na kolanach i delikatnie kołysał.
- Grzeczna dziewczynka- powtarzał groźnym tonem.  Juliet nie zwróciła uwagi na inne osoby znajdujące się w kuchni. Dopiero gdy nie było już krwi w woreczku zobaczyła, że oprócz bruneta i blondynki znajdują się inni.
Poderwała się z kolan chłopaka.
  - Jeszcze.- powiedziała zachrypniętym głosem.
- Nie, już nie- powiedziała surowo blondynka. - Teraz usiądź, przedstawię ci wszystkich.  Zrobiła to co kazała.  - Ja jestem Analyssa, ale mów mi Ana. To...- pokazała ręką na bruneta.
 - Dante- przerwał Anie z aroganckim uśmieszkiem na ustach, lecz po chwili uśmiech zastąpił grymas.- To właśnie przez nią musze być twoją niańką.
- Mam dwadzieścia jeden lat!
  - Którego?
  - Czternastego grudnia.- powiedziała.
 - Ale zmarłaś w wieku dwudziestu- powiedział dumny z siebie Dante.
 - To smutne powiedział niski blondyn uderzająco podobny do Any- Przez całą wieczność nie będzie mogła pić alkoholu.
Ana spiorunowała go wzrokiem.
  - To mój głupi brat Nick.- podeszła do wyższego bruneta z granatowymi oczami był wyższy od Nicka, ale niższy niż Dante.- To Amadeus. To...- pokazała na rudego wysokiego mężczyznę z zielonymi oczami- Oscar.
 Juliet próbowała zapamiętać wszystkie imiona, lecz było to trudne, nigdy nie była dobra w imionach. Wyobrażała sobie co zrobiłby jej Dante, gdyby pomyliła jego imię.
- Tak zrobiłbym to o czym myślisz- powiedział zimno.
  On czyta w moich myślach? Ale jak? zadawała sobie pytania.
 - Wymieniliśmy się krwią znać twoje myśli będę jeszcze przez najbliższy miesiąc.- powiedział znudzony.
- Nie.- powiedziała stanowczo.
- Jakbyś się skupiła, też byś wiedziała o czym myśli.
 - Nie ma mowy- warknął Dante- nikt nie wie co myślę i tak pozostanie.
 Zmarszczyła brwi. Nikt? Jak mogłaby się dowiedzieć? Skupić się, ale na czym? Do jej głowy przyszła smutna myśl. Jest wampirem, nieśmiertelną. A co z jej ojcem? Ma patrzeć jak on umiera, gdy ona nie będzie mogła? Nie chciałaby takiego życie, a myśl że ona może żyć wiecznie, kiedy jej siostra nie była bolesna. Wwiercająca się w jej duszę.
 - Kupiłam ci kilka ubrań? Widziałaś w szafie?- zapytała Ana.
- Kilka?- zapytała.
  - No tak, w końcu masz tu zamieszkać.-Julliet wyobraziła sobie jak nad głową blondynki zapala się żarówka- Za trzy tygodnie mam sesje, wkręcę cię w nią! Do tej pory będziesz już przyzwyczajona do bijących serc.
Iść na sesję? Sesję zdjęciową? Czy właśnie wtedy ludzie nie zobaczą, że się nie starzeje? Zadziwił ją jeszcze jedno. Będzie z nimi mieszkać? Z nimi wszystkimi? Było to coś dziwnego, w końcu ich nie zna.
 Popatrzyła na Dante, który patrzył na wszystkich tylko nie na nią. Gdy Analyssa powiedziała o swoim pomyśle, od razu spiorunował ją wzrokiem.
 - Nie, to będzie za wcześnie.- warknąął.
 Utrzeć nosa Jennifer? Chętnie.

Prolog


AUTOR: Jest to mój pierwszy blog. ;) Jest to moja książka, która jest dodawana na stonie wattpad.com.

Leżała w błocie. Straciła prawie całą energię, krzyki, tortury, kołek- wszystko wyssało z niej całą energię. Najgorszą ze wszystkich tortur było patrzenie jak kopią i poniżają Jego, jej miłość. Tak bardzo bał się tego dnia, lecz ona cieszyła się z każdego dnia, który spędzili razem. Było to bardzo krótko lecz była szczęśliwa z tego, że udało jej się przebić tą skorupę zza którą ukrywał się prawdziwy on.

Na czworakach podeszła do jego ciała. Popatrzyła w piękne szare oczy, idealnie wykrojone usta, z których knocika płynęła strużka krwi. Widząc jego tak zmaltretowanego jej już martwe serce biło nieregularnie .

Nagle wpadła na pomysł. Jedyna rzecz, która może go uratować. Któreś z nich i tak musi umrzeć, a jeżeli tego nie zrobi umrą oboje. Nie mogła na to pozwolić, będzie szczęśliwa jeżeli umrze, aby on mógł przeżyć.

Wysunęła swoje długie ostre kły. On patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami nie wiedząc co planuje. Ona resztkami sił przegryzła swój nadgarstek , tak aby z rana płynęła krew. Przyłożyła swój zraniony nadgarstek do jego ust. Próbował za wszelką cenę zacisnąć usta, ale jakaś kropelka wpadła do jego ust zmieniając kolor oczu na srebrny. Nie panował już nad głodem.

Wolną ręką złapała kołek wbity nad jego serce, tak jak jej, jednym ruchem wyszarpnęła go z jego piersi, a on jeszcze bardziej wgryzł się w jej nadgarstek . Nie miała już sił, opadła bezwładnie na morką ziemię, od krwi.

Gdy zobaczyła jego srebrne oczy pełne łez, zalała ją faja wspomnień.

Stała na ciemnej drewnianej podłodze. Patrzyła na wszystkich z przerażeniem.

- Dante- przerawał Anie swoim aksamitnym, męskim głosem.

Wiedziała, że On widzi to samo co Ona.

- Czy Juliette nie powinna mieć swojego Romea?- zapytał pewnego dnia.

W jej oczach pojawiły się łzy, które popłynęły po jej bladych policzkach.

Stała w jego pokoju, on siedział na swoim wielkim łóżku ukrywając twarz w swoich pięknych dłoniach.

- Nie mogę do tego dopuścić- warknął, jego oczy pokazywały tęsknotę i ból.

Po jej policzkach popłynęło jeszcze więcej łez. Dla niego zrezygnowała z całego swojego życia, lecz nie żałowała, cieszyła się z tego.

- Czy mogę zostać twoim Romeo?- zapytał kiedyś gdy udało je się przełamać jego barierę.

- Chce abyś był moim Dante- powiedziała wtedy i pocałowała jego delikatne miękkie usta.

Było jeszcze wiele innych wspomnień. Lecz nie miała już sił. Wszystko zaczęło znikać w srebrze i złocie. Wszystko będąc takim jasnym było takie ciemne i mroczne.

- To jeszcze nie koniec...-usłyszała jeszcze jego aksamitny, oddalający się szept. To samo powiedział jej gdy zmarła pierwszy raz.

Wreszcie trafie tam gdzie powinnam, tam gdzie jest teraz Rosallie- była to jej ostatnia myśl.